czwartek, 29 października 2015

Jak to wyjaśnić?

Tomek jest mężczyzną w średnim wieku. Nie wygląda na osobę z niepełnosprawnością. 
Dużo mówi. Pięknie śpiewa. Potrafi być szarmancki i naprawdę uroczy. 

Ma duże problemy z kontrolowaniem swoich emocji. Nie potrafi skupić się na wykonywanym zadaniu. Trudno mu do końca doprowadzić wątek rozmowy. Zdarza się, że podchodzi do kogoś i zaczyna: "Słuchaj, a wiesz że... ?", po czym urywa, podchodzi do kogoś innego i zaczyna zupełnie inny wątek (którego też często nie kończy). 
Bardzo go lubię, choć przyznaję, że często testuje granice mojej cierpliwości...

Dziś, kiedy szliśmy do sklepu, Tomek zaczął opowiadać o jakimś programie telewizyjnym (zapewne dotyczącym kwestii niepełnosprawności), w którym wystąpiła jego mama.

"I ona powiedziała tam takie jedno zdanie, od którego aż chciało mi się płakać. 
Powiedziała: Mam niepełnosprawnego syna.
Normalnie prawie się popłakałem. Jak to niepełnosprawnego syna? Mam przecież ręce, mam nogi. Dlaczego tak powiedziała?".

Na chwilę zamarłam. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Byłam pewna, że Tomek zdaje sobie sprawę ze swojej niepełnosprawności. Wie, że nie może nauczyć się czytać, choć bardzo by chciał. Wie, że nie może podjąć pracy zawodowej. Wie, że nie jest w stanie mieszkać samodzielnie i martwi się o swoją przyszłość po śmierci mamy.

Czy to możliwe, że w ciągu ponad 40 lat życia nikt mu tego nie wyjaśnił?

Wytłumaczyłam, jak umiałam. Wysłuchał, przyjął, o coś dopytał. Potem - lekko jak zawsze - przeskoczył na inny temat.

Gdy się nad tym głębiej zastanowiłam, zrozumiałam, że pewnie już nie raz ktoś z nim o tym rozmawiał. Tomek pewnie nie do końca zrozumiał lub po prostu zapomniał. To element jego uroku.