środa, 19 listopada 2014

Sport to zdrowie

Niewielka sala pełniąca tymczasowo rolę sali do ćwiczeń.

Na środku krzesła ustawione w koło.

Kilkuosobowa grupka naszych uczestników (tzw. grupa "najsłabiej funkcjonująca") ma zajęcia ruchowe.

Gramy w piłkę. 

Na siedząco.
Pozycja stojąca w tej grupie jest niemożliwa do wyegzekwowania, choć fizycznie przeciwwskazań nie ma.

Zawodnik nr 1:
- dość uważnie śledzi przebieg gry
- z reguły próbuje łapać piłkę
- gdy mu się to nie uda, absolutnie nie fatyguje się po to, by wstać i podnieść ją z ziemi
- jeśli piłka jest w zasięgu ręki, jest (nikła) szansa że spróbuje ją dosięgnąć. Jeśli gdzieś dalej - no way
- kiedy ma ją w rękach, odrzuca ją z wielką siłą
- jeśli trafi w kogoś, kto się tego nie spodziewa - cieszy się co niemiara
- wszelkie niekontrolowane loty piłki (uderzenia w ścianę, w czyjąś głowę, w drzwi itp.) powodują salwy śmiechu - czasem jest to śmiech do łez. Bardzo zaraźliwy

Zawodnik nr 2:
- grę traktuje z dużą nonszalancją
- ruchy rąk mające na celu złapanie piłki są niespieszne i luzackie
- totalnie ignoruje wszelkie zachęty do większego zaangażowania, zerkając przy tym na mówcę wzrokiem pełnym zarazem zdziwienia i pewnej pobłażliwości
- gdy piłka nie wpadnie mu prosto w ręce, zainteresowanie nią natychmiast mija
- gdy wpadnie, odrzuca ją bez zbędnej zwłoki. Zawsze wprost przed siebie
- podobnie jak poprzednik, lubi niekontrolowane loty piłki i wszelkie niestandardowe uderzenia
- wygląda na to, że gra sprawia mu sporą przyjemność

Zawodnik nr 3:
- z pozoru najmniej zainteresowany grą
- raczej nie okazuje radości, nie uczestniczy w zbiorowych wybuchach śmiechu
- czasem po wielu namowach wyciąga ręce w stronę lecącej piłki
- gdy uda się ją złapać, ożywia się
- zaczyna uważnie się jej przyglądać - obserwuje kolor, bada strukturę (ma ona interesujące gumowe wypustki), sprawdza miękkość
- nie kwapi się, by oddać piłkę reszcie oczekujących zawodników
- słowne zachęty, okrzyki, machanie rękami i nawoływania trwają czasem kilka minut
- wreszcie ulega - z wyrazem obojętności na twarzy odrzuca piłkę w bliżej nieokreślonym kierunku
- zainteresowanie grą mija na jakiś czas
- gdy piłka znów trafia w jego ręce, sytuacja się powtarza
- zaciekawienie jej kolorem, strukturą, miękkością za każdym razem jest tak wielkie, jakby widział ją po raz pierwszy w życiu

Zawodnik nr 4:
- jako jedyny podczas zajęć wstaje z krzesła
- uwielbia podnosić piłkę z podłogi, gdziekolwiek by się nie potoczyła - ma ku temu wiele okazji
- z powyższych względów jego obecność w naszej drużynie jest bezcenna
- nigdy się nie męczy; jego entuzjazm nigdy nie słabnie
- za każdym razem rzuca się po piłkę jak najszybciej, na wypadek gdyby ktoś chciał go w tym uprzedzić (choć ryzyko jest niewielkie)
- gdy w końcu bierze ją do ręki, uśmiecha się promiennie
- na niekontrolowane uderzenia piłki reaguje podobnie jak zawodnik nr 1 i 2 - radością nie do opisania
- co by to było, gdyby nie było go wśród nas? Strach pomyśleć.

Ale jest. 

Razem stanowimy Drużynę Marzeń.

DREAM TEAM.



Uwielbiam te zajęcia.
Stanowią one totalne przeciwieństwo tego, jak na co dzień funkcjonuje świat. 
Gdzie wszystko musi być szybko, efektywnie, sensownie i na czas.

Tu nie musi. Nie może. Nie da się.

Po zajęciach nikomu po plecach nie ścieka pot. Nie grożą nam zakwasy. Na pewno nie schudniemy.

Za to mięśnie brzucha mamy rozruszane jak po serii morderczych brzuszków. 
Tylko dużo przyjemniejszym sposobem.

poniedziałek, 17 listopada 2014

O sensie

Wychodząc z pracy, jestem pełna. Wypełniona. Przepełniona.

Tak wiele dostaję od każdego z naszych uczestników. Tyle uśmiechów, wyrazów sympatii, krótszych bądź dłuższych rozmów, pytań, czasem przekomarzania się, a czasem również (chwilowego na szczęście) obrażania. 

Muszę uczyć się konsekwencji. Stanowczości w głosie. Zdecydowania. 

Moja cierpliwość - której w stosunku do osób niepełnosprawnych otrzymałam naprawdę spory zapas - wystawiana jest czasem na poważną próbę.

Po kilku miesiącach pracy widzę, że wybór pedagogiki specjalnej - a nie np. terapii zajęciowej - był jak najbardziej  słuszny... Uff...

Wygląda na to, że moją domeną nie będzie tworzenie z uczestnikami prac plastycznych, ozdób choinkowych, ani nawet prowadzenie zajęć ruchowych ;) 

Uwielbiam za to obserwować, poznawać, zgłębiać.
Rozmawiać, ustalać, negocjować (śmiem twierdzić, że praca z niepełnosprawnymi intelektualnie ma w sobie wiele ze sztuki dyplomacji).
Wysłuchiwać, odpowiadać na pytania, pomagać oswajać różne strachy.

Choć wymiernych efektów takiej pracy jest mało (a jeśli są, trzeba na nie czekać bardzo długo), to jestem pewna, że ma ona sens.



Ma sens... ma sens... ma sens...