Dużo się u nas ostatnio dzieje.
Maj i czerwiec to czas wycieczek, wyjść, wyjazdów. Były występy artystyczne, pikniki, kino, rejsy, podróże pociągiem i jeszcze wiele innych atrakcji. Z pewnością stanowią one ciekawe urozmaicenie naszych zajęć, a jednocześnie są sporą porcją stresu i adrenaliny dla nas wszystkich.
Nasi uczestnicy, którzy tak bezpiecznie się czują w znanym sobie otoczeniu ośrodka, w ustalonym i przewidywalnym rytmie tygodnia, wśród znajomych i przyjaznych twarzy, w nowych sytuacjach i miejscach stają się bardzo niepewni i lękliwi. Dla mnie osobiście, miłośniczki wszelkich nowych miejsc i wrażeń, wyzwaniem jest to, by w ich lęki i obawy jakoś "wejść", by je przewidzieć, zrozumieć i pomóc w ich zminimalizowaniu. Uczę się patrzenia na zewnętrzny świat z ich perspektywy. Zbyt ciasna toaleta w pociągu, zbyt długie oczekiwanie na jakiś punkt programu, za duży tłok lub hałas, nadmiar wrażeń - mogłabym długo wymieniać czynniki, które mogą doprowadzić do kryzysu, wybuchu agresji, niekontrolowanych zachowań. A jednocześnie - gdy już cali i zdrowi wrócimy do naszego bezpiecznego ośrodka - ileż wspomnień, wrażeń i radości :) Wszyscy mamy wtedy poczucie, że warto było "pokonać siebie"...
Podczas naszych wspólnych wypraw poza ośrodek spotykamy się też z wieloma spojrzeniami. Najczęściej ciekawskimi i nieco wścibskimi, czasem życzliwymi i przychylnymi, czasem współczującymi, a czasem zirytowanymi (rozgardiaszem, który powodujemy, głośnymi rozmowami lub śmiechem, czasem też niecenzuralnymi wyrazami). Zaczynam wtedy rozumieć niechęć i lęk niektórych rodziców przed wychodzeniem do świata z niepełnosprawnym intelektualnie dzieckiem. W domu (lub w ośrodku) da się stworzyć swoisty mikroświat, w którym pewne rzeczy stają się normalne lub prawie normalne; do pewnych zachowań, wypowiedzi czy reakcji jesteśmy już przyzwyczajeni i niemalże ich nie dostrzegamy. Dopiero w zderzeniu ze światem zewnętrznym stają się one w jakiś sposób rażące, wzbudzające zaciekawienie lub oburzenie.
W tych momentach bez wątpienia wielkim wsparciem jest bycie w grupie. Nawet gdy spotykamy nieprzychylne spojrzenia i reakcje, to nie dotykają nas one jakoś szczególnie. Myślę, że ludzie są też dla nas dużo bardziej wyrozumiali, bo nie mają wątpliwości, dlaczego zachowujemy się tak a nie inaczej.
Rodzice ze swoimi (dorosłymi) dziećmi mają o wiele trudniej. Jeśli niepełnosprawność nie jest widoczna gołym okiem (a bardzo często nie jest), spotykają się z zarzutami o złe wychowanie czy brak kultury; wysłuchują pouczających komentarzy wszystko wiedzących przechodniów i pasażerów.
Są w takich sytuacjach zupełnie sami.
I bardzo samotni.