czwartek, 23 czerwca 2016

Ja(k) słoń...

Zaczynając pisać bloga, myślałam że będzie to zajęcie lekkie, łatwe i przyjemne.
Że blog będzie zbiorem zabawnych historyjek, ciekawych myśli moich podopiecznych, swobodnym opisem codziennych wydarzeń z mojej pracy.

I co?
I klops. 
Przed każdym wpisem myślę i zastanawiam się. Czy mogę o tym napisać, czy dana osoba (mimo że zupełnie tu anonimowa) by sobie tego życzyła, czy uda mi się odpowiednio dobrać słowa.

Większość postów utyka w wersjach roboczych, bo - parafrazując klasyka - mój język okazuje się zbyt mało giętki, by napisać wszystko, co pomyśli głowa.
Do tego dołącza się jeszcze zasada ograniczonego zaufania do medium, jakim jest internet (choć przecież wiem, że czytają mnie tylko ludzie bliscy i z dobrymi intencjami).

W każdym razie czuję się jak słoń.
Słoń w składzie porcelany.

Materia, w której się poruszam, jest tak delikatna, krucha i drogocenna, że mam w sobie ogromny lęk, by niegramotnym ruchem czegoś nie uszkodzić, nie ułamać, nie rozbić. By nie powiedzieć za dużo, zbyt upraszczająco, nie tak jak trzeba.

To dlatego jestem tu tak rzadko. 
Nie dlatego, że nie ma o czym pisać. 
Ależ skąd.


Ps. A mojemu blogowi - i mojej PRACY - stukną niedługo dwa lata :)